Są
noce, podczas których umierasz. Zapadasz się w zimowej melancholii,
gubiąc samego siebie. Niewypowiedziane słowa są jak ostrza, które
z każdą mijającą sekundą ranią coraz bardziej, przybliżając
do śmierci. Potykasz się, rozbijasz o ściany umysłu. Przekraczasz
granice logiki, zapominając, że nie powinieneś. Docierasz do kresu
szaleństwa, a noc nadal trwa. Z czasem nawet przyzwyczajasz się do
tego, że jedynym twoim słuchaczem jest sufit – udekorowany
cieniami, które niechętnie udzielają odpowiedzi na zadane pytania.
Wtedy masz w głowie tylko zlepek słów, zdarzeń i wspomnień,
krążących po pokoju, natarczywie pukających do drzwi umysłu,
niedających spokoju ani chwili wytchnienia.
W
mieszkaniu ciągle unosił się aromat pomarańczy, pierników i
kawy. Od trzech dni nie czuł niczego innego. Zdawało się, że
powietrze jest nią przesiąknięte. Wdychając woń jej słodkich,
delikatnych perfum, miał poczucie, że utracił ją bezpowrotnie,
dlatego wolał zamknąć się w swoich czterech ścianach i
rozkoszować zapachem, który pozwalał mu wracać do minionych
chwil, niż stanąć twarzą w twarz z bolesną prawdą. Od trzech
dni nie wyszedł z mieszkania. Wyłączył telefon, pozostając sam
że sobą. Głowa powoli pękała od nadmiaru myśli, a serce
poznawało coraz to nowsze uczucia, które dotąd były nieznane.
Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego. Dni stały się
puste i nijakie. Wszystko zlewało się w jedną, szara masę. Żył
wspomnieniami. Żył tym cholernym szóstym grudnia, który na stałe
odmienił jego życie. Myślał, że to tylko chwilowa zmiana,
przejściowe zauroczenie, zwykła fascynacja. Jednak los spłatał mu
figla.
A przecież był typem samotnika. Uwielbiał swoją niezależność. Nigdy nikogo nie potrzebował na stałe. Nigdy nikogo nie szukał. Tak niedawno przekonał się, że jego życie było jednym wielkim kłamstwem. Prawdziwie kochał tylko raz, a może to też była tylko iluzja? Przyzwyczaił się do smaku rozczarowania, goryczy życia. Wiedział, że ludzie zawsze odchodzą. Jednak ta strata zraniła go wyjątkowo mocno. To dziwne, nigdy nie przywiązywał się do osób. A teraz? Wszystko uległo zmianie.
Był człowiekiem zadowolonym ze swojego stylu życia, z wyboru samotności na stałe. Niestety, cały jego pozornie perfekcyjny świat posypał się jak domek z kart. Każdy jego pogląd został głęboko zakopany w zapomnieniu. Poczuł, że jego świat staje na głowie. Przestał zajmować się teraźniejszością, czy przyszłością jak robił to dotychczas. Jedyną jego myślą, była ponowną chęć spotkania nieznajomej, która sprawiła, że coś w nim pękło. Coś uległo zmianie, coś przestało się liczyć, a z kolei inna sprawa nabrała znaczenia.
Nowością była dla niego obecna sytuacja. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Budził i zasypiał, jeżeli mu się to tylko udało, z jedną myślą. Całą swoją uwagę poświęcił właśnie niej - kruchej, malutkiej brunetce z dużymi niebieskimi oczami i masa uroczych piegów, które nadawały jej swoistego charakteru. W przeciągu kilku dni stał się kimś, kogo nie poznawał. Ba, kimś kogo nawet nie znał. Czuł się obco we własnej skórze. Noce spędzał, leżąc i rozmyślając o kolejnym spotkaniu. Żył nadzieją, że zapuka do jego drzwi, wpadnie w ramiona i wszystko wytłumaczy. Jednak... Nic takiego nie miało miejsca. Pozostało czekać i zadręczać się kolejnymi wyobrażeniami.
W zasadzie nie wiedział, co się stało. Wszystko szło tak dobrze. Wydawało się, że ją uszczęśliwił. A teraz? Ogarnęły go wątpliwości. Może to on coś zepsuł? Wykonał o jeden gest za dużo lub za mało?I mimo, że nie wiedział o co chodzi, gdyby tylko miał okazję, przeprosiłby nieznajomą. Chciał sprawić, żeby czuła się z nim wyjątkowo. Czuła się tak, jak nigdy dotąd. Sam nawet nie miał pojęcia, czego chce. Mogli nawet posiedzieć razem i pomilczeć, byleby była. Byleby mógł na nią spojrzeć. Chciał znów ją pocałować, przytulić. Chciał ją mieć, całą. Nie było to puste pożądanie bez żadnych głębszych emocji. Odczuwał ból psychiczny na sama myśl, że tak mogłoby skończyć się to przedstawienie. Nie chciał taniego melodramatu. Wolał oklepaną, a zarazem banalną komedię romantyczną, która wreszcie nadałaby jego życiu sens. Już nie odczuwał pustki i obojętności. Nie znajdował się na pograniczu radości i smutku. Wreszcie czuł wszystko, co go otacza. Całe jego postanowienie o dystansie i stabilizacji uczuć poszło w cholerę. A on był z tego zadowolony. Pomimo wszystko podobała mu się obecna sytuacja. Rozłąka nauczyła go jednego - czym jest i jak smakuje tęsknota.
- Chyba zwariowałem... - mruknął, chowając twarz w dłoniach.
Kiedyś przychodzi moment przełamania. Kąciki ust delikatnie unoszą się w górę, świat nabiera kolorów, a pewne sprawy tracą na znaczeniu. Bo przecież po burzy zawsze wychodzi słońce, a czasem nawet pojawia się tęcza. Czekał na nią z utęsknieniem. Miał świadomość, że najprawdopodobniej była to chwilowa zmiana, mimo wszystko chciał się rozkoszować tymi nielicznymi momentami, kiedy całe jego życie wracało do pionu. Czuł się, jakby wrócił po długiej wędrówce, podczas której zyskał nowe zadrapania i rany, które nauczyły go jednego z najbardziej ludzkich uczuć - tęsknoty.
Przyszedł moment, w którym musiał opuścić swoje cztery ściany, które były nią przesiąknięte. Kiedy wypadł na ulicę, uderzył w niego charakterystyczny zapach Londynu. Poczuł się jak nowo narodzony. Świeżość otrzeźwiła jego umysł, zmysły jakby się wyostrzyły. Nawet ponure i smutne miasto zyskało na kolorze i wyrazistości. Wydawało mu się, że zerwał, krępujące go, łańcuchy wspomnień. Wreszcie poczuł smak wolności. Coś w nim pękło, podobnie jak w tamtej chwili, kiedy spojrzał w jej oczy. Czy możliwa była tak szybka i gwałtowna zmiana? Sam nie miał pojęcia. Przez te kilka dni czuł się bardziej jak kobieta w ciąży, niż dojrzały i poważny chłopak. Wszystkie wcześniej ustalone zasady straciły na wartości i znaczeniu. Ciągłe zmiany wyniszczały go psychicznie. Czuł się źle, tak po prostu. Pomijając chwilową radość, nadal miał wrażenie, że nic nie jest okej. Wręcz przeciwnie, całe jego życie legło w gruzach. Przez jego głowę przeleciała myśl o zbudowaniu cmentarza zmarłych tragicznie nadziei, planów, marzeń. Zaśmiał się gorzko, zdając sobie sprawę z tego jak beznadziejnie przedstawiała się jego sytuacja. Odetchnął głęboko, uspokajając oddech.
Wdech, wydech. Wszystko pod kontrolą.
Pasja była dla niego czymś, co pozwalało mu odżyć na nowo. Wchodząc na murawę, czuł się zdecydowanie inaczej – jakby przebywał w szklanej kuli, która chroniła go przed zewnętrznym światem. W takich chwilach codzienna gonitwa traciła na znaczeniu, otaczający go ludzie wydawali się być daleko - tacy mali, nieznaczący i śmieszni w swoim zabieganiu. Kochał te momenty, kiedy mógł zniknąć w swojej wyimaginowanej przestrzeni i odciąć się od tego, co go raniło. Pasja była jedną z tych rzeczy, która nigdy się nie nudziła. Ratowała przed smutkiem, pomagała w wydostaniu z emocjonalnego dołka. Cokolwiek by się nie działo, on zawsze znalazł w sobie siłę i chęć, by zagrać. Piłka nożna już od narodzin była obecna w jego domu. Pamiętał te dni, kiedy jako mały chłopiec oglądał mecze i za każdym razem powtarzał, że on też taki kiedyś będzie. Z czasem nie widział siebie w innej roli. Sport go ukształtował, zmienił. Pozwolił mu dojrzeć i spełnić swoje marzenie. Był wybawieniem, które teraz stało się jego przekleństwem.
A przecież był typem samotnika. Uwielbiał swoją niezależność. Nigdy nikogo nie potrzebował na stałe. Nigdy nikogo nie szukał. Tak niedawno przekonał się, że jego życie było jednym wielkim kłamstwem. Prawdziwie kochał tylko raz, a może to też była tylko iluzja? Przyzwyczaił się do smaku rozczarowania, goryczy życia. Wiedział, że ludzie zawsze odchodzą. Jednak ta strata zraniła go wyjątkowo mocno. To dziwne, nigdy nie przywiązywał się do osób. A teraz? Wszystko uległo zmianie.
Był człowiekiem zadowolonym ze swojego stylu życia, z wyboru samotności na stałe. Niestety, cały jego pozornie perfekcyjny świat posypał się jak domek z kart. Każdy jego pogląd został głęboko zakopany w zapomnieniu. Poczuł, że jego świat staje na głowie. Przestał zajmować się teraźniejszością, czy przyszłością jak robił to dotychczas. Jedyną jego myślą, była ponowną chęć spotkania nieznajomej, która sprawiła, że coś w nim pękło. Coś uległo zmianie, coś przestało się liczyć, a z kolei inna sprawa nabrała znaczenia.
Nowością była dla niego obecna sytuacja. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Budził i zasypiał, jeżeli mu się to tylko udało, z jedną myślą. Całą swoją uwagę poświęcił właśnie niej - kruchej, malutkiej brunetce z dużymi niebieskimi oczami i masa uroczych piegów, które nadawały jej swoistego charakteru. W przeciągu kilku dni stał się kimś, kogo nie poznawał. Ba, kimś kogo nawet nie znał. Czuł się obco we własnej skórze. Noce spędzał, leżąc i rozmyślając o kolejnym spotkaniu. Żył nadzieją, że zapuka do jego drzwi, wpadnie w ramiona i wszystko wytłumaczy. Jednak... Nic takiego nie miało miejsca. Pozostało czekać i zadręczać się kolejnymi wyobrażeniami.
W zasadzie nie wiedział, co się stało. Wszystko szło tak dobrze. Wydawało się, że ją uszczęśliwił. A teraz? Ogarnęły go wątpliwości. Może to on coś zepsuł? Wykonał o jeden gest za dużo lub za mało?I mimo, że nie wiedział o co chodzi, gdyby tylko miał okazję, przeprosiłby nieznajomą. Chciał sprawić, żeby czuła się z nim wyjątkowo. Czuła się tak, jak nigdy dotąd. Sam nawet nie miał pojęcia, czego chce. Mogli nawet posiedzieć razem i pomilczeć, byleby była. Byleby mógł na nią spojrzeć. Chciał znów ją pocałować, przytulić. Chciał ją mieć, całą. Nie było to puste pożądanie bez żadnych głębszych emocji. Odczuwał ból psychiczny na sama myśl, że tak mogłoby skończyć się to przedstawienie. Nie chciał taniego melodramatu. Wolał oklepaną, a zarazem banalną komedię romantyczną, która wreszcie nadałaby jego życiu sens. Już nie odczuwał pustki i obojętności. Nie znajdował się na pograniczu radości i smutku. Wreszcie czuł wszystko, co go otacza. Całe jego postanowienie o dystansie i stabilizacji uczuć poszło w cholerę. A on był z tego zadowolony. Pomimo wszystko podobała mu się obecna sytuacja. Rozłąka nauczyła go jednego - czym jest i jak smakuje tęsknota.
- Chyba zwariowałem... - mruknął, chowając twarz w dłoniach.
Kiedyś przychodzi moment przełamania. Kąciki ust delikatnie unoszą się w górę, świat nabiera kolorów, a pewne sprawy tracą na znaczeniu. Bo przecież po burzy zawsze wychodzi słońce, a czasem nawet pojawia się tęcza. Czekał na nią z utęsknieniem. Miał świadomość, że najprawdopodobniej była to chwilowa zmiana, mimo wszystko chciał się rozkoszować tymi nielicznymi momentami, kiedy całe jego życie wracało do pionu. Czuł się, jakby wrócił po długiej wędrówce, podczas której zyskał nowe zadrapania i rany, które nauczyły go jednego z najbardziej ludzkich uczuć - tęsknoty.
Przyszedł moment, w którym musiał opuścić swoje cztery ściany, które były nią przesiąknięte. Kiedy wypadł na ulicę, uderzył w niego charakterystyczny zapach Londynu. Poczuł się jak nowo narodzony. Świeżość otrzeźwiła jego umysł, zmysły jakby się wyostrzyły. Nawet ponure i smutne miasto zyskało na kolorze i wyrazistości. Wydawało mu się, że zerwał, krępujące go, łańcuchy wspomnień. Wreszcie poczuł smak wolności. Coś w nim pękło, podobnie jak w tamtej chwili, kiedy spojrzał w jej oczy. Czy możliwa była tak szybka i gwałtowna zmiana? Sam nie miał pojęcia. Przez te kilka dni czuł się bardziej jak kobieta w ciąży, niż dojrzały i poważny chłopak. Wszystkie wcześniej ustalone zasady straciły na wartości i znaczeniu. Ciągłe zmiany wyniszczały go psychicznie. Czuł się źle, tak po prostu. Pomijając chwilową radość, nadal miał wrażenie, że nic nie jest okej. Wręcz przeciwnie, całe jego życie legło w gruzach. Przez jego głowę przeleciała myśl o zbudowaniu cmentarza zmarłych tragicznie nadziei, planów, marzeń. Zaśmiał się gorzko, zdając sobie sprawę z tego jak beznadziejnie przedstawiała się jego sytuacja. Odetchnął głęboko, uspokajając oddech.
Wdech, wydech. Wszystko pod kontrolą.
Pasja była dla niego czymś, co pozwalało mu odżyć na nowo. Wchodząc na murawę, czuł się zdecydowanie inaczej – jakby przebywał w szklanej kuli, która chroniła go przed zewnętrznym światem. W takich chwilach codzienna gonitwa traciła na znaczeniu, otaczający go ludzie wydawali się być daleko - tacy mali, nieznaczący i śmieszni w swoim zabieganiu. Kochał te momenty, kiedy mógł zniknąć w swojej wyimaginowanej przestrzeni i odciąć się od tego, co go raniło. Pasja była jedną z tych rzeczy, która nigdy się nie nudziła. Ratowała przed smutkiem, pomagała w wydostaniu z emocjonalnego dołka. Cokolwiek by się nie działo, on zawsze znalazł w sobie siłę i chęć, by zagrać. Piłka nożna już od narodzin była obecna w jego domu. Pamiętał te dni, kiedy jako mały chłopiec oglądał mecze i za każdym razem powtarzał, że on też taki kiedyś będzie. Z czasem nie widział siebie w innej roli. Sport go ukształtował, zmienił. Pozwolił mu dojrzeć i spełnić swoje marzenie. Był wybawieniem, które teraz stało się jego przekleństwem.
Kiedy
znalazł się na murawie, do jego uszu doszły cięte uwagi, że
niejako „poniósł go melanż”. Chłopak tylko prychnął, udając
się na sam koniec boiska. Pomimo wszystko, potrzebował samotności.
Nie miał ochoty na sprośne żarty i głupie historie o udanych i
nieudanych podrywach. Całą swoją uwagę skupił na poprawnym
wykonywaniu ćwiczeń. Skoncentrował się tylko i wyłącznie na
piłce, która nagle była jego jedyną myślą. Po kilku udanych
paradach i niesamowitych obronach poczuł, że powrócił.
- Witaj w świecie żywych, stary – mruknął sam do siebie, a na jego twarzy zagościł uśmiech. _________________________________
wreszcie ferie, wreszcie wolne, wreszcie znalazłam chwilę czasu, by wszystko ogarnąć i dodać kolejną część. z góry dziękuję za wszystkie miłe słowa - naprawdę to doceniam i jest mi w wuj przyjemnie, czytając TAKIE opinie.
pozdrawiam, miłego (pomimo wszystko ^^) tygodnia życzę. do napisania, bajo : ))
- Witaj w świecie żywych, stary – mruknął sam do siebie, a na jego twarzy zagościł uśmiech. _________________________________
wreszcie ferie, wreszcie wolne, wreszcie znalazłam chwilę czasu, by wszystko ogarnąć i dodać kolejną część. z góry dziękuję za wszystkie miłe słowa - naprawdę to doceniam i jest mi w wuj przyjemnie, czytając TAKIE opinie.
pozdrawiam, miłego (pomimo wszystko ^^) tygodnia życzę. do napisania, bajo : ))
przeczytałam rozdział już wczoraj, ale byłam tak zmęczona że od razu poszłam spać, więc komentuję go dopiero dzisiaj - za co z góry przepraszam :) drugi part bardzo mi się podobał, chociaż nic takiego się w nim nie działo. był spokojny, opisywał wszystkie uczucia Szczęsnego po utracie tej tajemniczej dziewczyny i szczerze mówiąc, jak już mówiłam wcześniej, jestem pod wrażeniem warsztatu ;) czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń/ a-beautiful-regret.blogspot.com /
Masz genialne pióro i nikt temu nie może zaprzeczyć. To jak opisujesz emocje... Coś niesamowitego. Pewnie się powtarzam, ale ciągle jestem pod wrażeniem twojego stylu.
OdpowiedzUsuńA jeśli o rozdział chodzi... Uwielbiam takie spokojne odcinki, których jest dużo odczuć. Czekam na następny :)
Pozdrawiam!